'Two queens' 'I bet'
Jan. 25th, 2010 02:52 pmOd wczoraj powinnam być w Ostrołęce, a dziś powinnam czekać na wyniki porannego testu drugiego etapu olimpiady, ale zamiast tego jakąś godzinę temu wróciłam od lekarza.
Pod koniec zeszłego tygodnia z lekka się źle czułam, w piątek rano miałam lekką chrypę, poszłam do szkoły, gdzie razem z klasą nakręciliśmy wreszcie czołówkę do filmu studniówkowego, po południu głos zaczął mi poważniej wysiadać, a wieczorem nie mogłam nic mówić. Byłam w stanie jedynie szeptać, a i to niewyraźnie, z lekkim trudem i podobno świszcząco, jak to mnie ma kochana rodzina nie omieszkała zawiadomić, śmiejąc się, że wreszcie się zamknęłam ;) Wczoraj już mi się trochę polepszyło, a dziś już mogę mówić, choć pomińmy milczeniem (ha), jaką piękną barwą odznacza się obecnie mój głos. Gorzej, że suchy kaszel wciąż mnie męczy i czasem czuję się, jakbym chciała wykaszleć przeponę i jakbym się miała momentami udusić.
W niedzielę o trzynastej powinnam była się zapakować w autobus do Ostrołęki, ale widząc swój stan przez całą sobotę debatowałam z sobą i z mamą, czy powinnam jechać i ostatecznie zrezygnowałam. Wciąż nie wiem, czy dobrze zrobiłam, ale cóż. Szkoda mi, że tak to wszystko wyszło, zwłaszcza że przez cały styczeń codziennie poświęcałam kilka godzin na przygotowania i naprawdę się starałam (jak na mnie), a wszystko poszło na nic. Niesamowicie niefortunny zbieg okoliczności, ale jednak zdrowie jest ważniejsze. Wprawdzie szans na olimpiadę już nie będę miała, ale zdrowie mam tylko jedno, a kilkugodzinna podróż autobusem w tym mrozie mogłaby mieć na nie dość nieciekawy wpływ.
W każdym razie lekarka powiedziała mi - po tym, jak ją zapytałam, bo oczywiście niepodobna mówić pacjentom, na co są chorzy - że mam zapalenie krtani. Ze wszystkich chorób musiała mi się trafić akurat ta XD Mam przypisany antybiotyk i jakieś różne inne leki i mam siedzieć w domu, co oznacza, że mogę się czuć jak na feriach. (Ciekawe, że w takim samym położeniu znalazłam się przed ostatnimi wakacjami - zachorowałam tak porządnie, że wakacje zaczęły mi się dwa tygodnie wcześniej).
To były złe wiadomości, a teraz do sedna tego wpisu. Jakoś we środę lub czwartek poczułam przemożną niechęć do przygotowań i uznałam, że nie ma co się męczyć z ostatnią lekturą (która była dość ciekawa, ale męczy mnie czytanie książek na siłę), na piątek wydrukowałam sobie artykuły (z wikipedii XD) o wymaganych aspektach USA i Wielkiej Brytanii, które zamierzałam sobie czytać. Jednak po przeczytaniu testu z poprzedniego roku uznałam, że nie ma po co, bo i tak tego nie opanuję.
Zamiast tego wreszcie zabrałam się za oglądanie Supernatural i seria przypadła mi do gustu od pierwszego odcinka. <3 Naprawdę świetnie mi się ją ogląda, o czym chyba najlepiej świadczy fakt, że zaczęłam ją w piątek wieczorem, a obecnie czeka na mnie 4-ty odcinek drugiego sezonu ;)
Bardzo lubię obu braci, choć bardziej do gustu przypadł mi chyba jednak Sam (szkoda, że twarz jego aktora z żadnej strony nie wydaje mi się atrakcyjna - nie to co w przypadku Jensena ;) W każdym razie podoba mi się to, jakie są te obie postaci, kocham ich (mniej lub bardziej durne) zagrywki i to, że ich osobowości, ich problemy, dylematy itd. nie są papierowe. Obaj chłopaki mają wady i czasem zachowują się niedorzecznie, co bywa irytujące, ale to też lubię. Wspaniałe jest też ich oddanie, no ale oczywiście nie byliby sobą, gdyby nie udawali męskich mężczyzn (zwłaszcza Dean). ;)
John...John wzbudza we mnie mieszane odczucia. To taka kontrowersyjna postać. Z jednej strony naprawdę chce wszystkiego, co najlepsze dla swoich dzieci, z drugiej jednak nigdy nie potrafił im tego porządnie okazać i, jak to sam stwierdził, gdzieś po drodze przestał być ojcem. To, co robi i jak to robi, wzbudza we mnie różne emocje.
Historie typu potwór tygodnia są ciekawe i generalnie podoba mi się ten motyw z różnymi stworzeniami z wszelakich bajd, klech, legend i mitów i to, jak to wszystko jest też unowocześniane ("Wszyscy kochają klauna" czy ten odcinek ze strzygą). Humor jest zarąbisty, a jako że lubuję się w angście, jego spora ilość cieszy moje serce ;)
Ogólnie seria dla mnie <3 Dzięki Ci, Darki za nudzenie o SPN i Ci, Lawliet za genialny cosplay Kastiela/Miszy ;)
Oglądam ją sobie z mamą i obie sobie fangirlujemy~ (Tyle że ona dotychczas miała - i wciąż jeszcze ma - tę przewagę, że mogła swoje zdanie wyrażać w sposób werbalny ;)
Chciałam też sobie wreszcie nadrobić House'a, ale oczywiście nie mogę znaleźć swoich płytek z serią. Musiałam komuś je pożyczyć albo niezwykle skutecznie gdzieś rzucić. Już przeszukałam wszystkie swoje przeróżne płyty i znalazła się tylko część odcinków z 2-go sezonu (a ja zatrzymałam się pod koniec trzeciego). Buu. Jak ściągnę SPN, to pewnie zabiorę się za powtórne ściąganie House'a.
Bleh, zabiję ten kaszel, o ile wcześniej on nie zabije mnie.
Pod koniec zeszłego tygodnia z lekka się źle czułam, w piątek rano miałam lekką chrypę, poszłam do szkoły, gdzie razem z klasą nakręciliśmy wreszcie czołówkę do filmu studniówkowego, po południu głos zaczął mi poważniej wysiadać, a wieczorem nie mogłam nic mówić. Byłam w stanie jedynie szeptać, a i to niewyraźnie, z lekkim trudem i podobno świszcząco, jak to mnie ma kochana rodzina nie omieszkała zawiadomić, śmiejąc się, że wreszcie się zamknęłam ;) Wczoraj już mi się trochę polepszyło, a dziś już mogę mówić, choć pomińmy milczeniem (ha), jaką piękną barwą odznacza się obecnie mój głos. Gorzej, że suchy kaszel wciąż mnie męczy i czasem czuję się, jakbym chciała wykaszleć przeponę i jakbym się miała momentami udusić.
W niedzielę o trzynastej powinnam była się zapakować w autobus do Ostrołęki, ale widząc swój stan przez całą sobotę debatowałam z sobą i z mamą, czy powinnam jechać i ostatecznie zrezygnowałam. Wciąż nie wiem, czy dobrze zrobiłam, ale cóż. Szkoda mi, że tak to wszystko wyszło, zwłaszcza że przez cały styczeń codziennie poświęcałam kilka godzin na przygotowania i naprawdę się starałam (jak na mnie), a wszystko poszło na nic. Niesamowicie niefortunny zbieg okoliczności, ale jednak zdrowie jest ważniejsze. Wprawdzie szans na olimpiadę już nie będę miała, ale zdrowie mam tylko jedno, a kilkugodzinna podróż autobusem w tym mrozie mogłaby mieć na nie dość nieciekawy wpływ.
W każdym razie lekarka powiedziała mi - po tym, jak ją zapytałam, bo oczywiście niepodobna mówić pacjentom, na co są chorzy - że mam zapalenie krtani. Ze wszystkich chorób musiała mi się trafić akurat ta XD Mam przypisany antybiotyk i jakieś różne inne leki i mam siedzieć w domu, co oznacza, że mogę się czuć jak na feriach. (Ciekawe, że w takim samym położeniu znalazłam się przed ostatnimi wakacjami - zachorowałam tak porządnie, że wakacje zaczęły mi się dwa tygodnie wcześniej).
To były złe wiadomości, a teraz do sedna tego wpisu. Jakoś we środę lub czwartek poczułam przemożną niechęć do przygotowań i uznałam, że nie ma co się męczyć z ostatnią lekturą (która była dość ciekawa, ale męczy mnie czytanie książek na siłę), na piątek wydrukowałam sobie artykuły (z wikipedii XD) o wymaganych aspektach USA i Wielkiej Brytanii, które zamierzałam sobie czytać. Jednak po przeczytaniu testu z poprzedniego roku uznałam, że nie ma po co, bo i tak tego nie opanuję.
Zamiast tego wreszcie zabrałam się za oglądanie Supernatural i seria przypadła mi do gustu od pierwszego odcinka. <3 Naprawdę świetnie mi się ją ogląda, o czym chyba najlepiej świadczy fakt, że zaczęłam ją w piątek wieczorem, a obecnie czeka na mnie 4-ty odcinek drugiego sezonu ;)
Bardzo lubię obu braci, choć bardziej do gustu przypadł mi chyba jednak Sam (szkoda, że twarz jego aktora z żadnej strony nie wydaje mi się atrakcyjna - nie to co w przypadku Jensena ;) W każdym razie podoba mi się to, jakie są te obie postaci, kocham ich (mniej lub bardziej durne) zagrywki i to, że ich osobowości, ich problemy, dylematy itd. nie są papierowe. Obaj chłopaki mają wady i czasem zachowują się niedorzecznie, co bywa irytujące, ale to też lubię. Wspaniałe jest też ich oddanie, no ale oczywiście nie byliby sobą, gdyby nie udawali męskich mężczyzn (zwłaszcza Dean). ;)
John...John wzbudza we mnie mieszane odczucia. To taka kontrowersyjna postać. Z jednej strony naprawdę chce wszystkiego, co najlepsze dla swoich dzieci, z drugiej jednak nigdy nie potrafił im tego porządnie okazać i, jak to sam stwierdził, gdzieś po drodze przestał być ojcem. To, co robi i jak to robi, wzbudza we mnie różne emocje.
Historie typu potwór tygodnia są ciekawe i generalnie podoba mi się ten motyw z różnymi stworzeniami z wszelakich bajd, klech, legend i mitów i to, jak to wszystko jest też unowocześniane ("Wszyscy kochają klauna" czy ten odcinek ze strzygą). Humor jest zarąbisty, a jako że lubuję się w angście, jego spora ilość cieszy moje serce ;)
Ogólnie seria dla mnie <3 Dzięki Ci, Darki za nudzenie o SPN i Ci, Lawliet za genialny cosplay Kastiela/Miszy ;)
Oglądam ją sobie z mamą i obie sobie fangirlujemy~ (Tyle że ona dotychczas miała - i wciąż jeszcze ma - tę przewagę, że mogła swoje zdanie wyrażać w sposób werbalny ;)
Chciałam też sobie wreszcie nadrobić House'a, ale oczywiście nie mogę znaleźć swoich płytek z serią. Musiałam komuś je pożyczyć albo niezwykle skutecznie gdzieś rzucić. Już przeszukałam wszystkie swoje przeróżne płyty i znalazła się tylko część odcinków z 2-go sezonu (a ja zatrzymałam się pod koniec trzeciego). Buu. Jak ściągnę SPN, to pewnie zabiorę się za powtórne ściąganie House'a.
Bleh, zabiję ten kaszel, o ile wcześniej on nie zabije mnie.